Jenny Slate zapada w pamięć jako klientka pralni chemicznej kręcąca chihuahua wokół głowy Wszystko Wszędzie Wszystko na raz, ale to jej rola jako animowanej muszli z jednym wyłupiastym okiem naprawdę przyciągnęła uwagę w tym sezonie. W Muszelka Marcel w butachotrzymujemy pełnometrażową pełnometrażową wersję postaci, którą Slate współtworzył z reżyserem Deanem Fleischerem Campem w 2010 roku. Wyrażając głos Marcela i opierając się na swoich umiejętnościach improwizacji, aby pomóc ugotować dziwaczne i przejmujące dialogi postaci komediowej, Slate wyjaśnia, dlaczego uważa, że miniaturowa perspektywa Marcela zainspirowała tak wielu i dlaczego ten występ bardziej jej odpowiada SNL kiedykolwiek.
DEADLINE: Wiele lat temu wymyśliłeś głos Marcela, kiedy ty, Dean i kilku przyjaciół zostaliście ściśnięci w pokoju hotelowym na weselu. Jaka część ciebie mówiła wtedy przez Marcela? Ponieważ robienie głosów może czasem polegać na wyrażaniu rzeczy, których normalnie byś nie powiedział.
JENNY SLATE: Czasami tak jest. Jeden z powodów, dla których nie nadawałem się do takiego show SNL to dlatego, że jestem naprawdę kiepska w robieniu wrażenia na temat sławnych ludzi. Mogę sprawiać wrażenie, że w swoim emocjonalnym wyrazie brzmi bardzo podobnie do kogoś z mojego życia osobistego, jak moja mama lub moje dziecko, ale czy będę w stanie dać ci naprawdę dobrą Lady Gagę? Nie, jestem w tym okropny i nie bardzo chcę, bo moim zdaniem jest tylko jeden taki.
DEADLINE: Nie idziesz tam, bo tak naprawdę nie chcesz?
ŁUPEK: Tak, naprawdę nie chcę. I to jest jeszcze jedna rzecz o mnie, nie możesz zmusić mnie do robienia tego, czego nie chcę robić. I naprawdę szczerze jestem osobą, która stara się zadowolić, więc zawsze było to dla mnie źródłem konfliktów. Ale głos Marcela jest jak ktoś, kto maluje abstrakcyjny obraz, próbując opisać zestaw uczuć, które ma. To tak blisko, jak mogę to opisać. Są takie momenty w Twoim codziennym życiu, kiedy czujesz się mały i potrzebny, że musisz zostać wysłuchany. Czujesz się natarczywy, a także towarzyski, sympatyczny i gotowy na imprezę. Składasz to wszystko razem i wychodzi w tym dziwnym, ciasnym strumieniu. I to jest właśnie ten głos. Dla mnie postać Marcela to ja, gdybym naprawdę mógł być taktowny i związany z innymi ludźmi, ale tylko trochę mniej przerażony tym, co o mnie myślą. A Marcel jest całkiem zrelaksowany w swoim własnym stanie.
DEADLINE: Czuję, że to część jego szerokiego uroku, prosta czystość wiary w siebie Marcela.
ŁUPEK: Kiedy myślę o tym filmie, odczuwam ulgę w tym, że to, co najbardziej oszałamia, rani i powala Marcela, jest jednocześnie tym, co pozwala mu podejmować największe ryzyko i czuje swoją największą moc, jaką jest nieskończoność świata. To jest ogromne. Oczywiście można się w tym pogubić. To naprawdę przerażające, kiedy masz konkretny cel, aby się połączyć, a potem zdajesz sobie sprawę, jak wiele może stanąć ci na drodze. Ile dystansu może istnieć – dystansu, którego nawet nie możesz zmierzyć – i jak nie jesteś tylko w swoim domu, swoim mieście, swoim kraju, swoim kontynencie lub na Ziemi. Jesteś we wszechświecie i wiedza o tym może naprawdę, bardzo boleć. Ale twoja małość jest tego częścią. I to nie jest małość, to po prostu istnienie i obecność… Po prostu to kocham. To sprawia, że czuję się tak dobrze.
DEADLINE: W 2010 roku było to trochę krótkie. Nie spodziewałeś się, że ktoś to zobaczy, a tu nagle miliony ludzi oglądały na YouTube. Ukończenie filmu zajęło siedem lat, ale jak powstał film?
ŁUPEK: Nie sądzę, że planowaliśmy, że zajmie to siedem lat. Mieliśmy też zamknięcie Covid. Ale najpierw byliśmy ja i Dean, pisaliśmy te wstępne dokumenty, które zamieniły się w terapie, i powiedzieliśmy sobie: „Jest film”. Potem zatrudniliśmy Elisabeth Holm, naszą niesamowitą producentkę, która również pomogła nam stworzyć tę historię. A potem Nick Paley, który został naszym współautorem scenariusza i który jest odpowiedzialny za wiele pięknych momentów w filmie. Jest po prostu niesamowitym pisarzem, a jego pisarstwo i stan umysłu przypominają mi, jak Shakers robili swoje meble. Jest tak funkcjonalny i estetyczny w sposób, który idealnie pasuje do strefy. To nie za mało, to nie za dużo. To jest dokładnie to, czego potrzebujesz do apetytu, który masz.
Liz przedstawiła nas ludziom z Cinereach, którzy byli naszymi wyraźnymi partnerami, ponieważ byli naprawdę dobrzy w przekazywaniu nam kreatywnych notatek. Byli bardzo zaangażowani w kształtowanie filmu, ale też naprawdę pozwolili nam mieć ostatnie słowo. A kiedy przyszliśmy do nich, mówiąc: „Słuchaj, będziemy potrzebować trochę więcej wszystkiego”, rozważyli to poważnie i wrócili i dali nam to, czego potrzebowaliśmy, aby zrobić film, który chcieliśmy zrobić . A to Philipp Engelhorn, który założył Cinereach. Nie wiem, czy kiedykolwiek spotkałem kogoś, kto naprawdę wie, jak wspierać artystów w sposób, w jaki robi to Phil. A film by nie powstał, gdyby go nie było. To naprawdę Phil i ludzie, którzy z nim pracują, Caroline Kaplan, Andrew Goldman i Paul Mezey. Są niesamowite.
TERMIN: Isabella Rossellini gra Nanę Connie. Czy od razu zrozumiała, co robisz? Czy dlatego chciała to zrobić?
ŁUPEK: Kiedy dotarła do domu, w którym nagrywaliśmy, Isabella powiedziała, że nie wie, kim jest Marcel, i że jej dzieci jej to powiedziały. Ona jest naprawdę poszukiwaczką przygód. Po prostu wydaje mi się, że jest kimś, kto chce pracy, która wpływa na jej zmysły. Miała dużo pytań. Co ciekawe, czasami, gdy aktor pojawia się na planie i nagle ma wiele pytań, może to być dla niego przerażające. Wiele osób chce wiedzieć, w co się pakują. Ale dla Isabelli pytania były dla niej po prostu ekscytujące. Ufała, że mamy odpowiedź. Nie wydaje mi się, żeby wcześniej dużo improwizowała i bardzo chciała się tam dostać. Nie było wahania. Nie było: „Czuję się głupio”. Nie było pytania: „Dlaczego mam mikrofon przyklejony do czoła?” Zamiast tego po prostu wskoczyła i poczułem, że chociaż pracowaliśmy nad projektem przez jakiś czas, sposób, w jaki była tak pewna siebie i opanowana, nadał mi ton, że powinienem też po prostu tam przyjść i całkowicie zamieszkać.
DEADLINE: Więc w gruncie rzeczy jest to improwizacja, którą ciągle przerabiasz, a potem wybierasz perełki?
ŁUPEK: Cóż, jest to wielowarstwowe i myślę, że staramy się o tym rozmawiać bardzo ostrożnie, ponieważ Dean i Nick wykonali tak dużo pracy nad istniejącym scenariuszem. Ale to powiedziawszy, zrobiłem też dużo improwizacji… To byłoby tak, jakbyśmy teraz wchodzili do łazienki, a Marcel opowiada Deanowi, jak robi linę z łon. Ale z tego wynika improwizacja, nazywają się „twardymi włosami” i słychać śmiech Deana.
DEADLINE: Czasami sposób, w jaki słyszysz, jak się śmieje w filmie, oznacza, że słyszy coś po raz pierwszy.
ŁUPEK: Tak, to jest naprawdę, naprawdę miłe. A potem są inne momenty, które są całkowicie zapisane. Marcel, jak wspina się po ścianie z miodem i tym podobne. Więc nagrywaliśmy, a potem Dean i Nick przeglądali dźwięk, kształtując go w bardziej zrozumiałą historię, ponieważ mieliśmy tak dużo improwizacji i tak dużo dźwięku. A potem z tego powiedzieliby: „Cóż, OK, więc myśleliśmy, że ten moment naprawdę wyląduje, ale okazuje się, że nie ma tam zbyt wiele. Jaka scena powinna znaleźć się na jej miejscu? Czy tutaj historia powinna potoczyć się inaczej? A potem by do tego pisali. A potem wracaliśmy i ponownie nagrywaliśmy i ponownie improwizowaliśmy w ramach tego scenariusza i znajdowaliśmy więcej miejsca. A potem wracali i pisali więcej i wyjaśniali, co zostało powiedziane. A potem ponownie nagrywaliśmy ponownie.
DEADLINE: Czy jest jakaś ulubiona kwestia Marcela, która wciąż do ciebie trafia?
ŁUPEK: Bardzo podoba mi się ostatnia część w pralni. Uspokaja mnie i przypomina mi, jak bardzo jestem zdolna do odczuwania. O stary, nie wiem. Tak bardzo to kocham. Nie jestem pewien, czy mam dzisiaj ulubioną kwestię, ale bardzo lubię, gdy Marcel mówi, że jest zły, że nie dostał lepszego pożegnania.