Skip to content

Trójkąt smutku: wszyscy na pokład łodzi z piekła rodem

6 de październik de 2022
l intro 1664986730

Kelnerka się uśmiecha

OCENA REDAKCJI: 6/10

Plusy
  • Konsekwentnie zabawne przez większość epickiego środowiska wykonawczego
  • Doskonałe występy dobrze wykorzystanego zespołu aktorów charakterystycznych
Cons
  • Często zbyt szeroki i oczywisty w swojej satyrze, aby był tak ostry, jak powinien – nawet jeśli nigdy nie przestaje być zabawny
  • Niektóre postacie cierpią z powodu pisania tak uproszczonych jak one

Nie ma metafory na obecny stan świata, która byłaby bardziej na nosie niż wyróżniająca się sekwencja „Trójkąta smutku”, satyry nagrodzonej Złotą Palmą autorstwa scenarzysty i reżysera Rubena Östlunda. Socjalistyczny kapitan (Woody Harrelson) i bogaty rosyjski biznesmen znany jako „król gówna” kłócą się w luksusowym rejsie dla superbogatych i instagramowych wpływowych osób, które próbują się w ten sposób uchodzić. ideologie. Gdy to się rozwija, statek szybko tonie, wszyscy na pokładzie złapali zatrucie pokarmowe, a seria pękniętych rur sprawiła, że ​​wszyscy na pokładzie tarzają się we własnych wymiocinach i odchodach – metafora tego, jak jesteśmy zbyt zajęci skupianiem się na trywialne problemy, aby dokonać jakiejkolwiek istotnej zmiany w świecie, mniej więcej tak subtelnej jak młot, ale nie mniej zabawnej. Jak wiele w „Triangle of Sadness”, śmiech rekompensuje to, jak otarta jest jego satyra społeczna.

Podobnie jak jego poprzednie przedsięwzięcie, „The Square” z 2017 roku, cele komediowe Östlunda okazują się mieć szerszy zakres niż narracja w rzeczywistości, film czasami staje się tak dryfujący na morzu, jak 1% utknęli na pokładzie jego jachtu. „Triangle of Sadness” nigdy nie mógł być oskarżony o brak komediowej inspiracji, znajdowanie nowych sposobów na zmierzenie się z tematem walki klas i próżności kultury wpływowej co pięć minut oraz o to, że prawie przy każdej okazji udało się wylądować gagi. Ale ponieważ wszystko służy temu dowcipowi, który zamierza opowiedzieć w dowolnym momencie, całość ostatecznie wydaje się tak sztuczna, jak obrazy, które ci influencerzy wystawiają światu; pozostawia zespół dobrze wykorzystanych wykonawców komediowych, którzy walczą o unikanie karykatury z powodu szerokich kresek, którymi napisana jest każda postać.

Film niezmiennie zabawny, choć brakuje mu satyry

Zanim wsiądziemy na pokład, poznajemy Carla (Harris Dickinson) i Yaya (Charlbi Dean, na ostatnim ekranie), młodą parę borykającą się z problemami finansowymi. To dobrze zapowiadający się model, ale z niewielką liczbą zleceń, podczas gdy ona odnosi sukcesy; wstępny, półgodzinny odcinek skupiający się na parze okazuje się być najbardziej skoncentrowany w całym Östlund, bardziej skuteczny w badaniu tematów, które później gubią się pod płynami ustrojowymi. To konsekwentnie zabawna eksploracja tego, w jaki sposób role płciowe i klasowe niekoniecznie są ze sobą skorelowane, co wynika z odwiecznego sporu o to, kto płaci za obiad — mężczyzna, jak się stereotypowo się spodziewa, czy kobieta, która zarabia znacznie więcej.

Östlund dostrzega z natury śmieszną naturę każdej interakcji społecznej, która jest definiowana przez przestarzałe role płciowe, i udaje mu się znaleźć bardziej realistyczne współczesne podejście do tego tematu, przy czym to, co powinno być potencjalnie seksistowskim polem minowym, staje się półgodzinną eksploracją współczesnej męskiej niepewności, z Dickinsonem perfekcyjnie obsadzony, gdy mężczyzna-dziecko przyłapany jest na zbyt dumnym, by zewnętrznie stwierdzić, że jest tanim chłopcem. Tematy klasy i płci są odwrócone w lustrzanym odbiciu trzeciego aktu, chociaż spostrzeżenia nie są tak ostre, jak w tym początkowym odcinku; po tym, jak film wspina się na pokład łodzi, wkraczamy w bardziej podwyższoną rzeczywistość, w której żarty stają się szersze, a komentarz mniej subtelny, do tego stopnia, że ​​traci się prawie cały zamierzony efekt. Jest tak samo zabawny, ale nie tak cięty, jak stosunkowo rozebrany akt otwierający.

Na pokładzie jachtu oddalamy się nieco od Carla i Yaya, aby rzucić światło na innych bogatych pasażerów i hierarchię pracowników, którzy mają im służyć (wyobraźcie sobie to jako „opactwo Downton” na rejsie, ale ze znacznie większą ilością dowcipów i jesteś w połowie drogi). W miarę jak film staje się coraz bardziej obszerny, zdecydowana większość bohaterów nie potrafi zarejestrować się poza swoimi osobliwymi, komediowymi haczykami, czy to starsi brytyjscy handlarze bronią, czy niemka na wózku inwalidzkim, która po wypadku może wypowiedzieć tylko zdanie „w chmury.” Jeśli chodzi o naśmiewanie się z superbogatych, ta pustka w charakterze jest częściowo zaprojektowana, ale kiedy uwaga przenosi się na pracowników znajdujących się pod nimi w łańcuchu pokarmowym, ten brak głębi staje się głęboko frustrujący.

Zbyt szeroki w swoim humorze dla własnego dobra

Harris Dickinson Charlbi Dziekan

W trzecim akcie motorem narracji staje się sprzątaczka imieniem Abigail (Dolly de Leon); Struktura klasowa osób na pokładzie statku jest zgrabnie odwrócona do góry nogami, ale film nie do końca trafia w satyryczny cios, do którego dąży, ze względu na brak czasu spędzonego z postacią przed ostatnim rozdziałem. Znowu jest tu humor w szerokich pociągnięciach – trudno nie śmiać się z megabogatych przystosowujących się do nowych funkcji społecznych po tym, jak sprzątaczka toalety staje się ich kluczem do przetrwania – ale brak skupienia, jeśli chodzi o ukształtowanie samej postaci . Ponownie, nie jest to wina występu Leona, który jest z natury dostrojony do śmiertelnego, komediowego rejestru Östlunda, tak samo jak scenariusz. Abigail działa w dużej mierze jako zastępca całej niższej klasy robotniczej wynajętej do zaspokajania zachcianek tych, którzy uważają się za ponad nią, bardzo wcześnie stając się widoczne, że napisała głównie w celu kontrastu z bezsensowną męską przewagą Dickinsona. Jest postacią, która powinna być bogatsza niż komediowe karykatury, do których opieki została wynajęta, ale jest napisana z równym brakiem głębi, którą przedstawienie może tylko częściowo przezwyciężyć.

Chociaż scenariusz nie jest bezbłędny, Östlund po raz kolejny udowadnia, że ​​jest jednym z najzdolniejszych twórców filmowych, jeśli chodzi o tworzenie przyciągającej wzrok scenografii, czerpiąc wpływy ponurych euroautorów, takich jak Michael Haneke, i popychając to w sferę strachu. komedia. Było to widoczne w filmie „Force Majeure” z 2014 roku (przerobionym w USA jako pojazd „Downhill” Willa Ferrella), gdzie lawina rozwijająca się w jednym nieprzerwanym ujęciu jest punktem wyjścia do studium nad postacią przerośniętego mężczyzny-dziecka, a w 2017 roku „Plac”, gdzie świat współczesnej sztuki performance był gruntem dla eksploracji unicestwianych granic społecznych. Tutaj, oprócz wspomnianego wybuchu biegunki – który nie jest tak obrzydliwy, jak każą uwierzyć worki chorych rozdawane na festiwalowych pokazach – Östlundowi udaje się wystawić swoje absurdalne scenografie na większą skalę niż wcześniej. Zagubiony pod dyskursem o zatruciu pokarmowym jest prawdopodobnie jeszcze lepszy gag dotyczący butelki Nutelli, misternie wyreżyserowanego non-sequitur, który wygląda na to, że kosztował znaczną część budżetu. To także moment, w którym uchwyci się kaprysy 1% z większą pewnością niż większość otaczającego go filmu, obszerny knebel, któremu udaje się ugruntować w czymś bardziej konkretnym niż większość materiału reżysera.

„Trójkąt smutku” to jeden z najśmieszniejszych filmów tego roku, ale pomimo tego, że został nagrodzony w Cannes, okazuje się, że jest rzadką satyrą, którą lepiej smakuje z całkowicie wyłączonym mózgiem. Film trafi do amerykańskich kin w piątek, 7 października.

Czy ten post był pomocny?