Poza Wielką Brytanią Neville Chamberlain został skazany na przypisy historii. Był ostatnim premierem przed Winstonem Churchillem, prowadząc kraj przez pierwszy rok drugiej wojny światowej, by złożyć rezygnację na rzecz wielopartyjnego rządu narodowego do czasu przywrócenia pokoju. Zmarł pod koniec 1940 r. i pomimo tego, że był ogólnie popularny w czasach, gdy był u władzy, jest teraz uważany za najgorszego premiera w historii Wielkiej Brytanii – narrację tę wzmocniono jedynie szkolnymi lekcjami historii, które szczegółowo dokumentują wczesne niepowodzenia aliantów podczas wojna. Chamberlain nie był całkowicie winny, ale jego śmierć stała się łatwym kozłem ofiarnym.
Niemiecki reżyser Christian Schwochow nigdy nie słyszał o Neville’u Chamberlainie przed nakręceniem Monachium: Na skraju wojny, jego adaptacji thrillera szpiegowskiego Roberta Harrisa o tym samym tytule. Chociaż funkcjonuje w dużej mierze jako opowieść o dwóch mężczyznach po różnych stronach konfliktu, którzy próbują spowolnić pogrążanie się w wojnie, w większości przyciągnęła uwagę (i w Wielkiej Brytanii spore kontrowersje) ze względu na próby częściowej rehabilitacji historycznej pozycji Chamberlaina. Harris, były dziennikarz BBC, który nakręcił film dokumentalny o porozumieniu monachijskim w latach 80., często podkreśla, że Hitler nienawidził Chamberlaina za odkładanie harmonogramu inwazji na Europę o cały rok, nawet jeśli z perspektywy czasu próby ugłaskania premiera wydają się żenująco naiwne.
Porywający thriller szpiegowski…
Tak więc, chociaż „Monachium: Krawędź wojny” odnosi sukces jako zabawny, choć zbyt dobrze znany (przed) II wojną światową thriller szpiegowski, natyka się na aspekt, który wzbudził kontrowersje. Nawet z zachwycająco teatralnym Jeremy’m Ironsem w roli, jego wizerunek Chamberlaina wydaje się mniej niż nowatorski – każda część jest konwencjonalnym przedstawieniem nieudolnego głupca, który nie mógł zobaczyć Hitlera takim, jakim naprawdę był, bez względu na dyskusję o tym, jak rzuca to wyzwanie narracja wysuwana przez podręczniki historii. Ale z drugiej strony, rehabilitacja wizerunku człowieka, który nie dostrzegł zagrożenia stwarzanego przez Hitlera, dopóki czołgi nie zaczęły wjeżdżać do Polski, jest prawie niemożliwym zadaniem, któremu niewielu filmowców mogłoby sprostać. Sugestia, że ten film osiąga inaczej, wydaje się celową próbą zdobycia większej liczby gałek ocznych w tej skądinąd prostej, ale niezaprzeczalnie zabawnej opowieści szpiegowskiej.
Oczywiście Chamberlain nie jest głównym bohaterem filmu, który stawia fikcyjną, thrillerową fabułę na uboczu prawdziwych wydarzeń. To dotyczy Hugh Legata (George MacKay), absolwenta Oksfordu, który pracuje dla rządu Chamberlaina i zostaje sprowadzony do Monachium, gdy premier spotyka się na rozmowy z Führerem na temat jego dyskusyjnych prób inwazji na Czechosłowację. Jest rok 1938, a groźba wojny wisi w powietrzu – ale wszyscy międzynarodowi przywódcy nie doceniają Hitlera, nie tylko Chamberlain, gdy zmierzają do rozmów, aby zapewnić utrzymanie pokoju na kontynencie europejskim. Jest jednak osoba, która widzi w Hitlerze potwora, którym jest: Paul von Hartmann (Jannis Niewöhner), były przyjaciel Hugh z Oksfordu, dopóki para nie rozrosła się wkrótce po ukończeniu studiów w 1932 roku, kiedy to poparcie Paula dla partii nazistowskiej, co zrozumiałe, nadwyrężyło ich przyjaźń.
Kilka lat później opamiętał się. Pracuje na stanowisku administracyjnym dla rządu Hitlera, ale posiada dokumenty podkreślające jego potworne, prawdziwe intencje, które stara się dostać w obce ręce — i tam zaczyna nawiązywać kontakty ze swoim przyjacielem z uniwersytetu. „Monachium: Krawędź wojny” jest intrygujące jako dzieło fikcji historycznej właśnie dlatego, że wiemy, jak niefortunne są spiski mające na celu powstrzymanie Hitlera, zarówno rzeczywiste, jak i wyimaginowane. I chociaż film może mieć na celu zrewidowanie do pewnego stopnia pozycji Chamberlaina, nie ma tu nic zbyt absurdalnego, aby historycy mogli przewrócić oczami; nawet gdy zbliżający się spisek mający na celu zamordowanie Hitlera staje się coraz bardziej centralnym punktem narracji, film opiera się wszelkiej oczyszczającej chęci wkroczenia na terytorium Tarantino i pełnego przepisania historii.
Jest to rzadkie dzieło historycznego rewizjonizmu, którego zmiany są niewielkie, aż do tego stopnia, że są niezauważalne, ponieważ wydaje się, że jest tak intensywnie badany w swoim okresie, że zespół kreatywny wydaje się nieswojo bawiący się faktami. Być może dlatego te dwie fikcyjne postacie trzymane są z dala od rządów, dla których pracują, działając głównie w cieniu, ku konsternacji swoich przywódców. Aby uhonorować prawdę, muszą ją obejść.
…Ale bezzębny biograf
Film prezentuje się najlepiej, gdy koncentruje się na tym politycznym spisku szpiegowskim, nawet jeśli w tym miejscu scenarzysta Ben Power stara się uwidocznić podobieństwa między wczesnymi latami nazistowskich Niemiec a współczesnością. Grany przez George’a MacKaya, Hugh Legat pełni rolę zastępcy publiczności, człowieka w scenach retrospekcji, który działa jako jedyna osoba, której niepokoi uwielbienie Adolfa Hitlera przez jego niemieckiego przyjaciela, człowieka, którego widzi wyraźnie jako antysemitę, a nie patriotę, którego jest ogłoszony. Schwochow powiedział, że scenariusz pociąga go ze względu na jego aktualność w erze po Brexicie, po Donaldzie Trumpie, ale porównania między okresami wydają się powierzchowne — w końcu jest to opowieść o nieudanym oporze i politycznym lider, który nie jest szczególnie inspirujący, ponieważ nie do końca rozumie skalę zła, z jakim ma do czynienia.
Podczas gdy nadrzędna historia szpiegowska tego filmu zapewnia, że nigdy nie można tego pomylić z biografią polityczną („Najczarniejsza godzina” dla poprzednika Churchilla), można odnieść wrażenie, że zespół kreatywny lekko stąpa, jeśli chodzi o eksplorację centralnej postaci, czując się jak bezzębny jak inne biografie o kontrowersyjnych postaciach politycznych — mianowicie późniejszej przywódczyni konserwatystów Margaret Thatcher, „Żelazna Dama”. Nie jest to ani odkupienie całego serca dla jednego z najbardziej poniżanych polityków w historii Wielkiej Brytanii, ani powtórzenie tego samego stereotypowego wizerunku człowieka uważanego za głupca, który pozwolił Hitlerowi chodzić po nim. Zamiast tego istnieje gdzieś pośrodku, nie podważając oficjalnej narracji bez należytego zobowiązania się do tego, że jest pośmiewiskiem. Wydajność Ironsa sprawia, że łatwo przeoczyć tę ideologiczną niepewność podczas oglądania — ale z perspektywy czasu staje się bardziej widoczne, jak niesatysfakcjonujący jest to obraz.
„Monachium: Krawędź wojny”, rodzaj thrillera szpiegowskiego, który pozornie jest skierowany wyłącznie do dziadków, którym Netflix obejrzał „Korę”, jest wiele przyjemności na poziomie powierzchni. Ale te szpiegowskie rozkosze nie pasują wygodnie do bardziej zdezorientowanego portretu kontrowersyjnej postaci politycznej, która nie podważa naszego rozumienia go w sposób, w jaki uważają go twórcy.