Niezależnie od tego, czy wyprowadziłeś się z miasta, czy też Twoi znajomi już to zrobili, jest z czym się utożsamiać w Musisz przyjść i to zobaczyć (Tenéis Que Venir A Verla). Ten hiszpański film Jonása Trueby (Sierpniowa Dziewica) to przyjemne wejście do Konkursu Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Karlowych Warach, skupiającego się na dwóch parach po trzydziestce, które spędzały czas w Madrycie.
Elena (Itsaso Arana) i Daniel (Vitor Sanz) są nadal w małżeństwie z miastem, w przeciwieństwie do ich przyjaciół Susany (Irene Escolar) i Guillermo (Francesco Carril, również widzianych w tytule KVIFF Ramona). Ta ostatnia para wyprowadziła się do małego wiejskiego miasteczka i wróciła do miasta na rzadkie spotkanie na koncercie fortepianowym.
Wiemy, że to rzadkie, ponieważ przy lampce wina po koncercie Susana i Guillermo wydają się odliczać miesiące. Ty mieć aby przyjść i zobaczyć to, namawiają do swojego nowego domu, gdy Elena i Daniel wiercą się na swoich siedzeniach. To tylko pół godziny w pociągu, przypominają im. Składają obietnice, a sześć miesięcy później Elena i Daniel wybierają się w nieco niechętną podróż na przedmieścia, zaczynając od tego aroganckiego miejskiego błędu polegającego na myśleniu, że wiesz więcej o pociągach niż twoi gospodarze. Gdy są oprowadzani po stosunkowo pałacowym, słonecznym domu, przyjemności tego kraju są jasne, ale także wady, ponieważ rozmowy par toczą się podczas lunchu, tenisa stołowego i nieco niezdarnego spaceru.
To prosta, ale skuteczna konfiguracja; pełna charakteru wędrówka napędzana czterema wspaniałymi przedstawieniami i dowcipnym dialogiem zakorzenionym w prawdzie. Naliczyłem co najmniej sześć linijek, które mogły wyjść prosto z moich ust lub z ust dobrego przyjaciela. Pomimo niezręczności spowodowanej nieobecnością i oczekiwaniem, uczucie między tą czwórką jest namacalne – podobnie jak delikatne rozbawienie, gdy Elena jest nadmiernie podekscytowana czytaną książką polityczną.
Musisz przyjść i to zobaczyć opowiada o przyjaciołach próbujących wprowadzić się nawzajem w swoje nowe światy, bez względu na to, czy są one dosłowne, czy ideologiczne. Chodzi o tęsknotę za towarzystwem i chęć trzymania się przyjaźni, które mogły być bliższe w przeszłości. Nakręcony podczas pandemii to krótki film, który kończy się niezwykle metakodą, ale nie jest to niepożądane. To przyjemność spędzić 64 minuty z tą czwórką – i ostatecznie z twórcami odpowiedzialnymi za przedstawienie nam ich.