Większość rodziny kambodżańskiego reżysera Rithy’ego Panha zginęła w obozach pracy Czerwonych Khmerów. Miał szczęście wydostać się i po miesiącach spędzonych w obozie dla uchodźców w Tajlandii przeniósł się do Paryża, gdzie ostatecznie poszedł do szkoły filmowej. Jego dorosłe lata spędził na tworzeniu innowacyjnych, impresjonistycznych filmów dokumentalnych o strasznych latach zmagań Kambodży, przeplatanych osobistymi wspomnieniami.
Niedawno, podobnie jak w jego ostatnim filmie Napromieniowanyrzucił się na coraz szersze płótno, pokazując, jak szokująco okrutni potrafią być ludzie, zestawiając ze sobą materiały wojenne z licznych konfliktów i tak dobrze znane oznaki zła, jak nazistowskie obozy śmierci. Gdybyś miał czelność podsumować jego dotychczasową pracę, mógłbyś powiedzieć, że spędził dekady, mówiąc nam, że wszystko jest absolutnie nie w porządku.
Jego nowy film, praca konkursowa w Berlinie Wszystko będzie dobrzezaczyna się bajką — ilustrowaną charakterystycznymi dla Panh dioramami z glinianych figurek — o ogra, który przybywa do wioski i zniewala zarówno ludzi, jak i zwierzęta. Ogr z tej opowieści stopniowo okazuje się być dzikiem, który ma złotą podobiznę samego siebie wzniesioną pośrodku pokonanego kampong. Ostatecznie posąg zostanie zwieńczony najeżonym pierścieniem kamer monitorujących. „Ideologia to wilkołak” — odzwierciedla francuski lektor wypowiedziany przez Rebeccę Marder.
Nad niepokojącymi dioramami Rithy’ego Panha czai się coś jeszcze: cień Jean-Luca Godarda. Jego wpływ, uznany przez Panha, jest wszędzie. Jak wielki szwajcarski autor w swoich późniejszych filmach-esejach, Panh splata obrazy w kontrapunkt do zadumy często gnomicznego komentarza. Panh jest zafascynowany — podobnie jak Godard — językiem i sposobami, w jakie można go przekręcić lub źle odczytać. Jednocześnie język jest naszą wielką nadzieją: podczas spalania świata mówi się nam, że „poezja będzie jeszcze”.
Tak naprawdę nie mogłeś zadzwonić Wszystko będzie dobrze dokument, przynajmniej w takim znaczeniu, w jakim się to zwykle rozumie, ale jest on całkowicie wypełniony informacjami: możesz być zbity z tropu, ale rzadko się nudzisz. Ekran dzieli się często, aby pokazać rozłożenie obrazów – czasami kilka obrazów, czasami powtarzające się. Czarny ekran wypełnia galeria wysadzanych w powietrze domów i wycinanych lasów. Ludzie maszerują, są ścinani przed kamerami, pracują w fabrykach. Rakiety wystrzeliwują na Księżyc. – Zaczynasz wszystko od nowa? Co za kłamstwo!” wykrzykuje głos Mardera. „Pieśni o życiu i śmierci nie są poufne”, mówi nam później, gdy widzi się nagie dzieci pływające w rzece – rzadki obraz bukoliczny.
Przez całe to wybujałe robienie zdjęć wciąż wracamy do glinianego świata, w którym nic nie idzie dobrze: świątynia jest zdewastowana, ludzie są skrępowani i zamaskowani, podczas gdy zwierzęca elita przejmuje władzę, a dzikie — mniej równe od innych — chowają się w zdziesiątkowana dżungla. Kiedy nie ma ich w wiosce, rządzące dziki z kłami odpoczywają w reżyserce telewizyjnej, również wyrzeźbionej w glinie, oglądając z radością domowe filmy z ich własnego udanego zwycięstwa na spalonej ziemi. „Ci u władzy wciąż nas obserwują” — czytamy w komentarzu. „Kontrolują nawet obrazy”.
Panh tka i spiętrza dźwięki w taki sam sposób, jak robi zdjęcia. W każdej chwili ścieżka dźwiękowa może być pokryta skrzekiem ptaków, natarczywym łomotem topora, gęstą muzyką elektroniczną, a do tego głosem naszego przewodnika. filozof. Nie skupiając się już na burzliwej historii własnego kraju — chociaż pola śmierci zawalone czaszkami są natychmiast rozpoznawalne — Panh daje nam encyklopedię okropności: wojny, zniszczenia natury, naszego okrucieństwa wobec siebie nawzajem i wobec zwierząt. Wszystkie te elementy są zbyt liczne i zbyt odmienne, by można je było przyswoić jako konkrety, ale łączą się one w ogólne wrażenie zagłady.
To, co możemy zrobić z wszystkimi takimi informacjami, to inna sprawa. To, że narobiliśmy strasznego bałaganu, jest wystarczająco jasne. W oświadczeniu swojego reżysera Panh mówi, że zastanawiał się, czy zwierzęta poradziłyby sobie lepiej. Nie, jeśli świnie rządzą, można by powiedzieć – i czy świnie nie zawsze rządzą, kiedy rewolucja się skończy?
Może nie. Oto kobieta w Amazonii, chichocząca, ssąc małą małpkę – początkowo szokujący obraz, ale jej świetlisty uśmiech nas uspokaja. „Zabiorę cię do lasu. Stąd pochodzę” — mówi głos Mardera. Tak, niektórzy ludzie ograniczają to dla zysku. „Ale niektórzy słyszą duchy w nowym sezonie”. Jest w tym coś uroczego, ale nie wydaje się to zbytnią obroną przed kaskadą zniszczenia, której byliśmy świadkami przez ostatnie dwie godziny. Jeśli już, szanse, że wszystko będzie w porządku, wydają się teraz mniejsze niż kiedykolwiek.