Paweł Łoziński rozpoczął pracę nad Film Balkon dwa lata przed pandemią COVID-19 zmusiła ludzi do zachowania dystansu społecznego, ale atmosfera separacji między filmowcem a jego bohaterami w tym filmie dokumentalnym może wydawać się znajoma.
Film Łozińskiego jest swego rodzaju albumem ruchomych obrazów: zbiorem przechodniów, których witał z okna swojego balkonu w Warszawie. Wielu zatrzymało się i – wpatrując się w kamerę, mikrofon na wysięgniku i nieznajomego stojącego za obydwoma – byli na tyle oszołomieni lub zaintrygowani, że zaczęli opowiadać o swoim życiu ze swojego miejsca na chodniku.
POWIĄZANE: Dokument Contenders – Pełna relacja z Wszykina
Historie, ujawnienia i uczucia, które wypłynęły na jaw w ciągu dwóch lat, wypełniają dokument nominowany do nagród Cinema Eye i European Film Awards. Film Balkonktóry jest transmitowany na Mubi, miał skromne początki, według reżysera, scenarzysty i koproducenta Łozińskiego, zanim znalazł wsparcie funduszu artystycznego miasta Warszawy i HBO Europe.
„To był zupełny przypadek” — powiedział Łoziński podczas imprezy Wszykina Contenders Documentary — „ponieważ nie miałem pomysłu na kolejny film i byłem trochę przygnębiony”.
Syn uznanego dokumentalisty Marcela Łozińskiego, młodszy Łoziński reżyserował własne filmy dokumentalne, m.in. Chemia (2009), o pacjentach z rakiem i Werka (2014), o kobiecie, która adoptowała dziecko z niepełnosprawnością rozwojową. W 2018 roku spędzał czas obserwując życie za oknem iw pewnym momencie uświadomił sobie, że ma tendencję do podsłuchiwania najbliższych przechodniów.
„Kim oni są?” powiedział, że się zastanawiał. „Zdałem sobie sprawę, że to może być mój nowy film”.
Łoziński powiedział, że jego balkon – pierwsze piętro dla Europejczyków, drugie piętro dla Amerykanów – jest „idealnym miejscem do obserwacji rzeczywistości”. Pytanie brzmiało, czy mógłby to również nagrać z „tej jednej ustalonej pozycji” – powiedział.
„Nie wiedziałem, czy da się zrobić film z pięciometrowej odległości między mną a ludźmi” – powiedział. Postanowił spróbować. Miał kamerę, boom i stały dopływ tematów wywiadów — „moich sąsiadów, a czasem zupełnie przypadkowych ludzi z miasta” — powiedział.
W tym, co krytycy filmowi różnie nazywali eksperymentem społecznym i hołdem dla tak zwanych „słabych więzi”, które łączą także społeczności, Łoziński wysłuchuje szczerych rozmów ludzi, których prawie lub wcale nie znał: mężczyzny, którego partner zmarł; kobieta, która mówi, że nagle znalazła sekretne szczęście; inna kobieta, która brzmi na przygnębioną; sprzątaczka budynku, która wciąż dobiega siedemdziesiątki, mając coś, co Łoziński nazwał „zen”, poczuciem celu swojej egzystencji.
Ludzie zrzucający się na obcego z aparatem w oknie mówią coś Łozińskiemu o tym, jak izolujące jest współczesne życie nawet bez pandemii.
„Myślę, że ludzie są tak — można powiedzieć — samotni” – powiedział Łoziński. „I już nie słuchamy. … Nie mamy z kim rozmawiać. Więc jeśli ten, powiedzmy, obcy facet na balkonie pewnego dnia pojawił się i jest gotowy ich słuchać, i zostaje w tym jednym miejscu tylko dla nich, to będą przychodzić”.