Ci, którzy kierują Akademią Sztuki i Wiedzy Filmowej, mogą chcieć mieć oko – tylko jednym okiem, nie dwojgiem, ale jednak bystrym – na Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych, ponieważ sąd rozważa przyszłość akcji afirmatywnej w przyjęć na studia.
Sąd, jak powszechnie zauważono, wysłucha argumentów ustnych w dwóch równoległych sprawach – jednej przeciwko prywatnemu Uniwersytetowi Harvarda, a drugiej przeciwko publicznemu Uniwersytetowi Karoliny Północnej – 31 października. Oczekuje się, że orzeka w przyszłym roku.
To, co SCOTUS decyduje o akademickiej akcji afirmatywnej, wydaje się mieć niewielki bezpośredni wpływ prawny na Akademię filmową i standardy włączenia oparte na rasie, płci i niepełnosprawności, które ma narzucić na wyścig Oscara za najlepszy film, począwszy od ceremonii w 2024 roku. W końcu instytucje edukacyjne podlegają wielu określonym prawom stanowym i federalnym oraz precedensom sądowym, a filmy, nawet nadzorowane przez nędzną organizację non-profit, są nadal stosunkowo wolne od takich regulacji.
Ale to nie znaczy, że Akademia i cały przemysł filmowy nie zostaną dotknięte nadchodzącą debatą i potencjalnymi orzeczeniami dotyczącymi preferencji rasowych. Jak dowiedzieliśmy się z ostatnich decyzji dotyczących aborcji i prawa do posiadania broni, działania Sądu Najwyższego mogą szybko wywołać burzę kulturową. A w obecnym przypadku każde szerokie orzeczenie sądu przeciwko standardom rasowym – konkretna skarga jest taka, że preferowanie niektórych czarnoskórych studentów o słabszych referencjach akademickich oznaczało dyskryminację niektórych Amerykanów pochodzenia azjatyckiego z lepszymi wynikami – z pewnością zmieciłoby agresywny program Akademii na rzecz różnorodności. hałaśliwy wir.
Tak się składa, że od kilku lat AMPAS zachowuje się mniej jak adiunkt branżowy, a bardziej jak współczesny, świadomy społecznie uniwersytet. Wstęp, kiedyś oparty na zasługach i na wpół skorumpowanym systemie kumpli (podobnym do starych zapisów do „starej” szkoły), jest teraz otwarcie oparty na holistycznym podejściu podobnym do college’u, które równoważy osiągnięcia z czynnikami tożsamości. Mieszanka ma zaowocować członkostwem, społecznością filmową i treściami filmowymi, które są w jakiś sposób bardziej zróżnicowane niż w przeszłości.
Tak więc pozycja w branży nie jest już czymś, co chwytasz za gardło – osiąganym dzięki dowcipowi, podstępowi, znajomościom, nieskrępowanej ambicji, a czasami talentowi. Status przyznaje się raczej, częściowo na podstawie tożsamości, przez Akademię i jej programy pomocowe, a także przez powiązane i podobnie ukierunkowane mechanizmy w firmach, cechach, szkołach filmowych, festiwalach i tak dalej.
Osiągnięcia mają znaczenie. Ale, podobnie jak w przypadku wielu współczesnych przyjęć do college’u, jest to tylko jeden z koszyka rozważań.
Co więcej, jeśli chodzi o wyścig na najlepszy film, włączenie do filmu będzie teraz skodyfikowane zgodnie z rozbudowanym zestawem standardów, które wymagają od producentów setek filmów składania ryz poufnych informacji na temat rasy, orientacji seksualnej i statusu niepełnosprawności obsady i załoga. Standardy te są nawet usiane kontyngentami liczbowymi, czymś, co od dawna zakazane przy przyjęciach na studia: na przykład co najmniej 30 procent aktorów w drugorzędnych rolach lub sześciu członków załogi na pewnym poziomie lub 30 procent ogólnej załogi powinno pochodzić z określonych niedostatecznie reprezentowanych grup.
Gdy standardy zostaną w pełni wdrożone, wyzwania są nieuniknione. W każdej ograniczonej dziedzinie, oczywiście, dopuszczenie niektórych oznacza wykluczenie innych, tak jak wykwalifikowani Amerykanie pochodzenia azjatyckiego mówią, że są wykluczeni z uniwersytetów, lub jak żydowska obecność na Harvardzie została zmniejszona o połowę w ciągu dziesięciu lat w ramach „holistycznej” polityki, która uzupełniała zasługi „charakterem” i wymagania „fitness” po 1925 roku.
Już w kwietniu ubiegłego roku, w mało znanym spotkaniu, William Donohue, przewodniczący Ligi Katolickiej na rzecz Praw Religijnych i Obywatelskich, napisał do ówczesnego prezydenta Akademii Davida Rubina, żądając wyjaśnienia, dlaczego „religia – jedna z pierwotnych kategorii cytowanych w Ustawa o prawach obywatelskich z 1964 r. – nie została wymieniona” w kodzie włączenia.
„Dlaczego, skoro Akademia przyjmuje standardy włączenia, wykluczyła religię jako jeden ze swoich standardów demograficznych?” – zapytał Donohue.
To ciekawe pytanie, tylko jedno z wielu.
I czy parytety rasowe i płciowe są ostatecznie dobre dla filmów, naprawdę nie wiem.
Ale jest pewne – tak bardzo, jak wszystko może być w tych niepewnych czasach – że przypadki preferencji rasowych SCOTUS zasługują na uwagę. Wywołają zaciekłą debatę publiczną w Internecie iw telewizji kablowej. A Oscary to dobry zakład, by skończyć w środku tego.