Od zakończenia dziewiątego sezonu „The Office” minęło już kilka lat, ale popularność serialu prawie nie spadła. Dla fanów sitcom można oglądać w nieskończoność, co pozwala odkrywać nowe szczegóły serialu za każdym kliknięciem przycisku „następny odcinek”.
Oglądanie odcinka pilotażowego to podróż przez ścieżkę wspomnień, do tłustych włosów Michaela Scotta (Steve Carell) i kultowego żartu z galaretki Jima Halperta (John Krasinski). Odcinek szybko ustawia Michaela jako nieznośnego, nieodpowiedniego menedżera, w przeciwieństwie do jego własnego poglądu na siebie: w swojej pierwszej scenie z gadającą głową gratuluje sobie bycia tak dobrym szefem. Tymczasem dowiadujemy się, że Jim jest znudzony swoją pracą, a Dwight Schrute (Rainn Wilson) chce zadowolić Michaela.
Ale jeśli przyjrzysz się uważnie, w pierwszym odcinku jest kilka rzeczy, które można złapać tylko podczas powtórki. Na przykład jest jeden żart, który pojawia się zarówno w pilocie, jak iw finale.
Michael i Oscar cytują tę samą linię z lat 90.
Niecałe pięć minut po rozpoczęciu pilotażowego odcinka „The Office” Michael wychodzi ze swojego biura, by zaskoczyć Jima od tyłu przeciągającym się „wassuuup”, na które Jim odpowiada swoim własnym, połowicznym „wassuuup”. Jim dodaje: „Nadal to uwielbiam po siedmiu latach”, ukrywając swój sarkazm na tyle, by Michael tego nie zauważył. Michael wciąż to robi, a Dwight dołącza i wszystko jest po prostu boleśnie niezręczne. Kiedy Michael przestaje, następuje chwila ciszy, zanim wraca do swojego biura, po wykonaniu jednej rzeczy, do której przyszedł.
W finale, kiedy Oscar Martinez (Oscar Nuñez) dołącza do wieczoru kawalerskiego Dwighta, próbuje odbyć własną podróż w głąb wspomnień, jak zachowywał się, zanim został gejem. Krzyczy „wassuuup” w limuzynie i, ku zaskoczeniu nikogo, nadal nie ląduje. Nie jest to najzabawniejszy moment w „Biurze”, ale jest to uroczy telefon zwrotny do pilota.
W pewnym momencie jednak „wassuuup” było szczytem komedii. Zdanie to było na ustach wszystkich pod koniec lat 90. i na początku 2000 r. po tym, jak reklama Budweisera oparta na krótkim filmie spopularyzowała to zdanie. Mimo to, jak może zaświadczyć Jim, dość szybko się zestarzał.